Blondynka stała przy małym oknie popalając papierosa. Nikotyna rozchodząca się po jej organizmie rozluźniła mięśnie i pomogła w małym stopniu się odprężyć. Nie przejmowała się, że ma na sobie tylko stary szlafrok, który jedynie po części okrywał jej nagie ciało i że ktoś mógłby ją zauważyć. Nie wstydziła się swego ciała, które było idealnie chude i zaokrąglone w odpowiednich miejscach. Agata patrzyła na ceglaną ścianę sąsiedniej kamienicy, gdzie na wysokości dwóch metrów widniało wielkie grafitti przedstawiające wyciągniętą rękę i wbitą w nią szprycę. Dziewczyna uśmiechnęła się na wspomnienie o Angelu, który przed dwoma miesiącami stał przy murze ze sprejem w dłoni, a ona leżała na plastikowym krześle ze strzykawką umieszczoną w żyle. Pomimo tego, że wtedy była pod działaniem odurzającej heroiny, dokładnie pamiętała jak młody mężczyzna, który leży właśnie teraz (również nagi) w jej małym pokoju na rozłożonym łóżku, malował wszystko w skupieniu i z najdrobniejszymi szczegółami. Agata odwróciła się od okna i podeszła do chudego szatyna, śpiącego na wersalce. Jego twarz była blada i bardzo mocno kontrastowała z barwą jego włosów, co nadawało mu jeszcze więcej uroku. Kochała Angela i nigdy nie przeszło jej przez myśl, by zostawić go dla kogoś innego. Prócz tego, że był zabójczo przystojny, to on był jej jedynym dostawcą towaru, bez którego nie potrafiłaby już żyć. Podsumowując, to właśnie Daniel sprawiał, że ona chodzi po świecie, nie cierpi z powodu braku heroiny, a także nie odczuwa samotności. Niebieskooka pocałowała w policzek śpiącego chłopaka.
- Znów paliłaś - wykrzywił się i zmienił powoli swą pozycje na siedzącą. Agata zaśmiała się ironicznie.
- No tak, fajki zabijają, nie to co proszek...
- Nie o to chodzi. Po prostu nikotyna śmierdzi. Co znaczy, że twój język i usta nieprzyjemnie pachną i wtedy pocałunki, w których jesteś mistrzynią - zaakcentował i przysunął się do blondynki bliżej - nie są tak wspaniałe i słodkie... - przedłużył ostatni wyraz i pocałował namiętnie dziewczynę. Po dwóch minutach pieszczot blondynka nagle przeklęła. Angel dokładnie wiedział co się dzieje.
- Akurat teraz!? Musisz!? - krzyknął na nią, jednak zaraz potem jego głos złagodniał i przepraszając wyszedł z pokoju - Za chwilę będę - zakomunikował i znikł w kuchni. Blondynka ponownie przeklęła.
- Cholera! Pieprzony głód...
Szli za rękę nie odzywając się do siebie. Angel był zły, a zarazem smutny, o czym świadczyło jego spojrzenie i zaciśnięte zęby. Szalał za Agatą. Uwielbiał z nią kochać się nawet po kilka razy dziennie, jednak wszystko zawsze musiało się zepsuć. Powodem zazwyczaj były narkotyki. Na początku branie hery sprawiało mu przyjemność. Mógł się odprężyć, odpłynąć i zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Teraz, towar był dla niego przekleństwem. Nałóg odbierał mu wiele przyjemności, sprawiał dużo problemów i przykrości, mimo to nie potrafił z tym skończyć. Dwa razy próbował się oczyścić. Raz był w psychiatryku, ale już po trzech dniach z niego uciekł. Za drugim razem stwierdził, że sam sobie poradzi. Zamknął się w swym mieszkaniu na klucz i nie wychodził z niego przez sześć dni. Jedynym miejscem w jakim wtedy przebywał była łazienka, która już po trzech dniach była cała zarzygana, a on zalewał się potem i jęczał z bólu.
- Coś nie tak? - Agata wyrwała go z transu. - Byłeś taki... nieobecny.
- Kiedy biorę proszek to zawsze jestem nieobecny - odburknął
- Ale teraz nie jesteś na haju. - blondynka ściągnęła brwi, a jej głos przybrał lodowatą barwę. Angel nie odpowiedział i na tym skończyła się ich rozmowa. Po piętnastu minutach znaleźli się w knajpie Pod Tukanem. Było to ciemne pomieszczenie znajdujące się w piwnicy jednego ze starych bloków. Śmiało można nazwać ten lokal siedliskiem prawie wszystkich ćpunów z miasta, toteż Agata ani trochę nie zdziwiła się, gdy schodząc po stromych schodach zdeptała brudną strzykawkę. W knajpie znajdowało się wiele bladych twarzy, z których większość przypominała żywe trupy.
Nastolatków powitała fala dymu, który unosił się po całym pomieszczaniu, a także zapach stęchlizny. Blondynka nie lubiła tego miejsca i nie rozumiała dlaczego ona i jej chłopak tutaj przyszli.
- Jestem umówiony z pewnym gościem. Dzwonił do mnie trzy dni temu i ma podobno jakąś robotę - tłumaczył Angel idąc w stronę baru. Agata ponownie ściągnęła brwi w niezadowoleniu. Ostatnio Daniel strasznie mało jej mówi, co jej się nie podobało. Mimo to postanowiła nie zaczynać kolejnej sprzeczki. Wiedziała, że szatyn jest w złym humorze z jej powodu. Heroina tak zatruła ich życie, że nie potrafili bez niej normalnie funkcjonować. Głód objawiał się nagle i każdemu z nich sprawiał zbyt wielki ból, by mogli sobie pozwolić na zwlekanie z wstrzyknięciem narkotyku do żyły. Agata zauważyła wysokiego mężczyznę w podeszłym wieku. Z daleka było widać, że nie był ćpunem, o czym świadczył jego zadbany wygląd. Miał na sobie beżowy garnitur i mocno zaczesane włosy do tyłu na żel. Niczym niezła podróbka Jams'a Bonda.
- Ty jesteś Angel? - podszedł do niech powolnym krokiem z cygarem w dłoni. Angel przytaknął.
- Jestem Krzysztof Granc. Dzwoniłem do ciebie przedwczoraj, gdyż mam robotę, którą zapewne ty wykonasz doskonale.
- Przejdźmy do sedna sprawy- zaproponował Daniel i usiadł na wysokim, obrotowym krześle. Na twarzy Krzysztofa pojawił się lekki uśmiech zaskoczenia.
- Dobrze, ale najpierw pozwólcie, że zamówię sobie kufel piwa - nie czekając na reakcje młodych zawołał barmana i dopiero gdy popił łyk z naczynia zaczął mówić - Widziałem twoje prace grafitti i zachwyciłem się nimi, tak samo jak mój syn, Ernest. Chciałbym abyś przyozdobił swymi malowidłami pokój Ernesta, a także jedną z plastycznych pracowni w Domu Kultury. Zapłacę Ci za oba projekty tysiąc złotych.
- Tysiąc pięćset - szatyn twardo stawiał na swoim. Krzysztof zamyślił się chwilę.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Do pracy przychodzisz czysty i nie przynosisz narkotyków. - Ten warunek zbił z tropu Angela. Pewność, jaka towarzyszyła mu na początku rozmowy nagle zniknęła. Od niemalże roku nie malował na trzeźwo, wiec nie wiedział czy będzie jeszcze potrafił. Poza tym bał się, że nie wytrzyma i będzie zrywał się do domu, gdzie w kiblu ten cały, wylizany Granc znajdzie go ze szprycą.
- Dasz radę... - szepnęła mu do ucha Agata.
- Panie Krzysztofie, przyjmuję propozycję.
- Znów paliłaś - wykrzywił się i zmienił powoli swą pozycje na siedzącą. Agata zaśmiała się ironicznie.
- No tak, fajki zabijają, nie to co proszek...
- Nie o to chodzi. Po prostu nikotyna śmierdzi. Co znaczy, że twój język i usta nieprzyjemnie pachną i wtedy pocałunki, w których jesteś mistrzynią - zaakcentował i przysunął się do blondynki bliżej - nie są tak wspaniałe i słodkie... - przedłużył ostatni wyraz i pocałował namiętnie dziewczynę. Po dwóch minutach pieszczot blondynka nagle przeklęła. Angel dokładnie wiedział co się dzieje.
- Akurat teraz!? Musisz!? - krzyknął na nią, jednak zaraz potem jego głos złagodniał i przepraszając wyszedł z pokoju - Za chwilę będę - zakomunikował i znikł w kuchni. Blondynka ponownie przeklęła.
- Cholera! Pieprzony głód...
Szli za rękę nie odzywając się do siebie. Angel był zły, a zarazem smutny, o czym świadczyło jego spojrzenie i zaciśnięte zęby. Szalał za Agatą. Uwielbiał z nią kochać się nawet po kilka razy dziennie, jednak wszystko zawsze musiało się zepsuć. Powodem zazwyczaj były narkotyki. Na początku branie hery sprawiało mu przyjemność. Mógł się odprężyć, odpłynąć i zapomnieć o wszystkim i wszystkich. Teraz, towar był dla niego przekleństwem. Nałóg odbierał mu wiele przyjemności, sprawiał dużo problemów i przykrości, mimo to nie potrafił z tym skończyć. Dwa razy próbował się oczyścić. Raz był w psychiatryku, ale już po trzech dniach z niego uciekł. Za drugim razem stwierdził, że sam sobie poradzi. Zamknął się w swym mieszkaniu na klucz i nie wychodził z niego przez sześć dni. Jedynym miejscem w jakim wtedy przebywał była łazienka, która już po trzech dniach była cała zarzygana, a on zalewał się potem i jęczał z bólu.
- Coś nie tak? - Agata wyrwała go z transu. - Byłeś taki... nieobecny.
- Kiedy biorę proszek to zawsze jestem nieobecny - odburknął
- Ale teraz nie jesteś na haju. - blondynka ściągnęła brwi, a jej głos przybrał lodowatą barwę. Angel nie odpowiedział i na tym skończyła się ich rozmowa. Po piętnastu minutach znaleźli się w knajpie Pod Tukanem. Było to ciemne pomieszczenie znajdujące się w piwnicy jednego ze starych bloków. Śmiało można nazwać ten lokal siedliskiem prawie wszystkich ćpunów z miasta, toteż Agata ani trochę nie zdziwiła się, gdy schodząc po stromych schodach zdeptała brudną strzykawkę. W knajpie znajdowało się wiele bladych twarzy, z których większość przypominała żywe trupy.
Nastolatków powitała fala dymu, który unosił się po całym pomieszczaniu, a także zapach stęchlizny. Blondynka nie lubiła tego miejsca i nie rozumiała dlaczego ona i jej chłopak tutaj przyszli.
- Jestem umówiony z pewnym gościem. Dzwonił do mnie trzy dni temu i ma podobno jakąś robotę - tłumaczył Angel idąc w stronę baru. Agata ponownie ściągnęła brwi w niezadowoleniu. Ostatnio Daniel strasznie mało jej mówi, co jej się nie podobało. Mimo to postanowiła nie zaczynać kolejnej sprzeczki. Wiedziała, że szatyn jest w złym humorze z jej powodu. Heroina tak zatruła ich życie, że nie potrafili bez niej normalnie funkcjonować. Głód objawiał się nagle i każdemu z nich sprawiał zbyt wielki ból, by mogli sobie pozwolić na zwlekanie z wstrzyknięciem narkotyku do żyły. Agata zauważyła wysokiego mężczyznę w podeszłym wieku. Z daleka było widać, że nie był ćpunem, o czym świadczył jego zadbany wygląd. Miał na sobie beżowy garnitur i mocno zaczesane włosy do tyłu na żel. Niczym niezła podróbka Jams'a Bonda.
- Ty jesteś Angel? - podszedł do niech powolnym krokiem z cygarem w dłoni. Angel przytaknął.
- Jestem Krzysztof Granc. Dzwoniłem do ciebie przedwczoraj, gdyż mam robotę, którą zapewne ty wykonasz doskonale.
- Przejdźmy do sedna sprawy- zaproponował Daniel i usiadł na wysokim, obrotowym krześle. Na twarzy Krzysztofa pojawił się lekki uśmiech zaskoczenia.
- Dobrze, ale najpierw pozwólcie, że zamówię sobie kufel piwa - nie czekając na reakcje młodych zawołał barmana i dopiero gdy popił łyk z naczynia zaczął mówić - Widziałem twoje prace grafitti i zachwyciłem się nimi, tak samo jak mój syn, Ernest. Chciałbym abyś przyozdobił swymi malowidłami pokój Ernesta, a także jedną z plastycznych pracowni w Domu Kultury. Zapłacę Ci za oba projekty tysiąc złotych.
- Tysiąc pięćset - szatyn twardo stawiał na swoim. Krzysztof zamyślił się chwilę.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Do pracy przychodzisz czysty i nie przynosisz narkotyków. - Ten warunek zbił z tropu Angela. Pewność, jaka towarzyszyła mu na początku rozmowy nagle zniknęła. Od niemalże roku nie malował na trzeźwo, wiec nie wiedział czy będzie jeszcze potrafił. Poza tym bał się, że nie wytrzyma i będzie zrywał się do domu, gdzie w kiblu ten cały, wylizany Granc znajdzie go ze szprycą.
- Dasz radę... - szepnęła mu do ucha Agata.
- Panie Krzysztofie, przyjmuję propozycję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz